Macaroni Tomato: Jak tworzysz codzienny zestaw?
Maciej Zaremba: W głowie mam kilka sprawdzonych kombinacji. Te zestawy są bazą. Co jakiś czas decyduję się jednak wymienić w takim zestawie element, wzbogacić go, zrobić coś inaczej i tak powstają kolejne zestawy. Czasem z zewnątrz przychodzi jakaś inspiracja i tak powstaje pomysł na nowy "zestaw bazowy", jeśli nie mogę go zrealizować z wykorzystaniem, tego, co wisi w szafie to jest okazja do nowego zamówienia. Moje zestawy kręcą się wokół "największych" elementów, czyli garniturów, marynarek. Mój styl ewoluuje. Przełomem był moment, kiedy sporo schudłem i musiałem wymienić całą garderobę. Budowałem ją jeszcze raz od zera, ale tym razem starając się unikać popełnianych dawniej błędów, już bardziej świadomie kształtując swój styl.
M.T.: Jakbyś w takim razie określił swój styl?
M. Z.: Nowoczesny, włoski, sportowy (ale w rozumieniu "dress code", a nie dres z kreszu).
M.T.: Twój ojciec był eleganckim mężczyzną, myślisz, że jego styl wpłynął na Ciebie?
M. Z.: Pamiętam styl ojca i dziadka. To byli mężczyźni bardzo konserwatywni. Dziadka zapamiętałem ubranego w spodnie garniturowe, koszulę, kamizelkę i krawat, to było takie jego „domowe ubranie”, tak wyglądał w weekendy.
W pewnym momencie, w wieku około 15 lat zauważyłem, że inni ojcowie chodzą w dżinsach i bluzach, a mój tata nie. Mój stosunek do tego faktu nie był ani negatywny, ani pozytywny, ale to zauważałem. Mój ojciec po pracy preferował styl, który dziś określiłbym właśnie jako „włoski casual”. Uwielbiał boat shoes i ja też je bardzo lubię. Nosił stonowane połączenia kolorystyczne, bardzo często chodził pod krawatem. Okres mojego dzieciństwa przypadł na początek lat 90-tych, w Polsce był to okres tuż po przełomie ustrojowym, moda, nawet pośród ludzi zamożnych, była wówczas pojmowana w dość specyficzny sposób. To chyba właśnie wtedy styl taty najbardziej odbiegał od stylu przeciętnego Polaka. Najbardziej było to widać na wakacjach, stamtąd zapamiętałem go w szortach z mankietami, mokasynach i okularach RayBan „Aviator”.
M.T.: Skąd czerpiesz inspiracje.
M. Z.: Głównie z Internetu. Są postacie, które przewijają się przez blog The Sartorialist i inne blogi, to jest na przykład Luca Rubinacci czy Lino Ieluzzi, ich styl często mnie inspiruje, ale nie jest tak, że ich ubrania zawsze mi się podobają, niektóre uważam za interesujące, ale nie dla mnie, nie jest też tak, że biorę ich zestawy w 100%. Gdy wyłapię jakiś inspirujący element, przetwarzam go po swojemu i powstaje coś mojego. Ale myślę, że taka inspiracja jest każdemu potrzebna.
M.T.: Dokończ zdania: Nigdy nie założę:
M. Z.: Fularu.
M.T.: Nie mogę się obejść bez:
M. Z.: Błękitnej marynarki od letniego garnituru, białej koszuli, kolorowej poszetki, zamszowych mokasynów.
M.T.: Moje najbliższe zamówienie to:
M. Z.: Marynarka w kratę księcia Walii. Brązowa. To próba poszerzenia mojego bazowego koloru, obecnie w mojej szafie królują odcienie niebieskiego. Lubię zwłaszcza jaśniejsze odcienie navy.
M.T.: Moje wymarzone zamówienie:
M. Z.: Jednorzędowy smoking, oczywiście z wyłogiem frakowym. W kolorze czarnym.
M.T.: W co się ubierasz kiedy nie musisz być pod krawatem.
M. Z.: W mojej szafie znajdziesz i dżinsy i szmaciane buty Nike i bluzy (uprawiam sporo sportu, więc takie rzeczy są dla mnie niezbędne), ale stosuję jedną zasadę. Nigdy, niezależnie od okazji, nie zakładam ubrań przypadkowych, także ich połączenia nie są dla mnie obojętne, ważne są dla mnie proporcje, krój, dopasowanie i kolor. Nawet ubrania, które noszę na spacer z psem muszą mieć przyzwoitą formę, chcę, żeby kurtka była dopasowana i żeby kolorystycznie wszystko grało.
M.T.: Jakbyś zachęcił przeciętnego faceta do zmiany stylu?
M. Z.: To zależy o kim mówimy. Jest kategoria mężczyzn, których styl do mnie nie przemawia, ale widać, że są świadomi tego co noszą, dbają o siebie i świadomie kształtują swój styl. Ich wcale nie próbowałbym przekonać do zmiany stylu, skoro już mają pomysł na siebie i konsekwentnie go realizują. To jest najważniejsze. Ale jest też inna grupa- to mężczyźni, którzy się nie ubierają, lecz „odziewają”. W zasadzie tylko okrywają przed zimnem. I nie chodzi tu o kategorię noszonych rzeczy, lecz o sam stosunek do kwestii ubierania się – mam wrażenie, że im jest kompletnie obojętne, co mają na sobie. W tej grupie są oczywiście także mężczyźni noszący garnitury, na przykład do pracy. Dla nich sam fakt założenia czegokolwiek co miało na metce napis „garnitur męski” załatwia sprawę, w rubryce „elegancja” mogą już postawić krzyżyk, uważają, że to wystarczy, by wyglądać elegancko. Nieważne, że garnitur jest o trzy numery za duży, nad kostkami wiszą obwarzanki, jakość materiału jest żadna, a koszula wyłazi ze spodni. Garnitur to garnitur.
Im powiedziałbym, że dobrze dopasowane ubranie (niezależnie od marki czy ceny) powoduje, że lepiej wyglądamy i jesteśmy lepiej odbierani. Czujemy się w nim lepiej, lepiej wyglądamy, a to naprawdę pomaga w relacjach. I w życiu. To właśnie bym im powiedział.
M.T.: Dziękuję za wywiad.
Przepytywany był Maciej Zaremba, lat 30, właściciel pracowni krawieckiej "Zaremba" na ul. Nowogrodzkiej 15.
Foto: Andrzej Belina-Brzozowski
Chciałem tym wpisem zainaugurować cykl, pod roboczym tytułem „Pokażmy się“. Masz swój styl, w szeroko rozumianym klimacie tego bloga, chcesz się podzielić swoimi doświadczeniami, jesteś gotowy na sesję zdjęciową? Zgłoszenia, razem z poglądowym zdjęciem, będącym próbką zestawu proszę wysłać na macaronitomato@gmail.com
Więcej zdjęć na: www.natemat.macaronitomato.pl